Przed kilkoma dniami pojechałem do Kielc, na zaproszenie Muzeum im. Stefana Żeromskiego i Szkoły Plastycznej, zwanej tam „Plastykiem”. Warto podkreślić, że organizatorzy, od kilku miesięcy, upewniali się, czy aby na pewno nic nie stanie na przeszkodzie, abym mógł dotrzymać danego słowa. Uprzedzono mnie, że zaproszenie ma związek z obchodami rocznicy Powstania Styczniowego. Będę więc powitany jako filmowy książę Odrowąż z „Wiernej rzeki”, a takiemu wypada odwiedzić mury, gdzie nauki szkolne pobierali Stefan Żeromski i Bolesław Prus. Wspomniano coś o niespodziance w postaci quizu. Mając w pamięci quiz zorganizowany z okazji otwarcia Muzeum Seksmisji w Kopalni Soli w Wieliczce i moją sromotną kompromitację ze znajomości komedii stulecia (Jerzy Stuhr pamiętał o wiele więcej szczegółów), zabrałem w podróż do Kielc powieść Żeromskiego, która – co tu dużo mówić – zatarła się nieco w mej pamięci. Na 200 stron zdążyłem przeczytać 120. Miałem więc uczucie, że, w razie publicznego egzaminu, nie jestem bez szans.
Żeromski pisał swą powieść w 1912 roku, aby uczcić 50 rocznicę Powstania Styczniowego. Do tej pory powstały trzy adaptacje filmowe Wiernej rzeki”. I właśnie ta trzecia adaptacja, w reżyserii Tadeusza Chmielewskiego, ze wspaniałą rolą Franciszka Pieczki i świetnym debiutem Małgorzaty Pieczyńskiej, towarzyszyła w Kielcach obchodom 150 rocznicy wybuchu powstania. Na miejscu okazało się, że mam odpowiadać na pytania według alfabetu.
Co sądzi Łukaszewicz w sprawie na literę „a”, np. „aktorstwo”. Przegalopowałem wszystkie 24 litery, a publiczność odgadywała tytuły filmów z moim udziałem, których sekundowe fragmenty ukazywały się na ekranie. Zastanowiło mnie, że moi rówieśnicy odgadywali wolniej niż pewna młoda dziewczyna, która doskonale znała historię kinematografii, choć większość tych filmów nakręcono na długo przed jej urodzeniem.
Na drugi dzień, w „Plastyku”, podobne łamigłówki ze mną w roli głównej. Pięć drużyn dziewcząt odpowiadało na pytania dotyczące mojego życiorysu. Pytania te przygotowali dwaj filmoznawcy: zastępca dyrektora szkoły (Paweł Fiałkowski)- odziedziczył pasję filmową po swoim ojcu, który był kinooperatorem – i dyplomowany reżyser filmowy (Andrzej Kozieja), wykładowca filmoznawstwa na Uniwersytecie Świętokrzyskim. Co ciekawe, pisał pracę magisterską z filmu „Lekcja martwego języka” Janusza Majewskiego – gdzie grałem porucznika Alfreda Kiekeritza – w czasie, gdy na filmie ciążył zakaz cenzury. Ucieszył się, że spotkał po latach wykonawcę głównej roli.
Mnie uczyniono przewodniczącym jury, obok dziennikarki z Radia Fama i dyrektorki kina „Moskwa” – ostatniego ocalałego kina w tym mieście.
Cóż? Miałem wrażenie, że stoję u bram raju! Oto licealistki odgadują datę i miejsce mojego urodzenia, wiedzą kiedy i gdzie studiowałem, gdzie stawiałem pierwsze kroki w zawodzie, ze swobodą poruszają się po moim dorobku filmowym, z epizodami włącznie. Zatkało mnie, kiedy dziewczynom udało się ustalić w pamięci przez jakie sceny, krajowe i zagraniczne, wiodła moja droga zawodowa. „Skąd one to wiedzą?” – pytałem sam siebie. „Czy ja już umarłem?” – zastanawiałem się. Bo oto siedzą przede mną niewinne istoty, których istnienia, w czasie, kiedy moja kariera bujnie się rozwijała, nawet nie zaplanowano. I oto uśmiechnięte odpowiadają komuś, kto chyba jest św. Piotrem i sprawdza dane z życiorysu kandydata do raju. Na ekranie cudne lata młodości, troszkę też miłych kadrów z ostatnich czasów. Życie jako pasmo sukcesów. Boże, czyżby darowano mi wszystkie moje wpadki i niedociągnięcia? Czy moje życie „na niby”, tj. artystyczne, wystarczy jako bilet do raju? Kompletnie zdębiałem, kiedy dziewczyny – a może jednak anioły? – odegrały kilka scen z filmów z mym udziałem. Spisano dialogi ze ścieżki dźwiękowej, a nawet zaprezentowano muzykę. W rolach męskich dziewczęta wystąpiły z doklejanymi wąsami.
Swoje wcielenia rozpoznawałem kolejno w coraz to innej, młodej, żeńskiej osóbce. A więc wraz z filmami wszedłem już w krainę mitów? Pławiąc się w tej nierzeczywistości, głośno przerywałem napięcie komentarzami o tym, jak było naprawdę na planie, a czego nie widać na ekranie. Jako intruz byłem słuchany. I to jak! Trafiłem na młodzież artystyczną, o wytrenowanej wyobraźni i szczerych emocjach. W „Plastyku” zobaczyłem co to trud, wręcz mozół, tworzenia. Rozmawiałem z chłopcem, który wykuwał rzeźbę w kruchym piaskowcu szydłowieckim.
Już kiedy wchodziłem na teren szkoły, zaskoczyły mnie rzeźby – z brązu i kamienia – których nie powstydziliby się doświadczeni artyści. Zobaczyłem wystawę prac dyplomowych. Zaskoczyła mnie ich dojrzałość. Na prośbę dyrekcji i uczniów, odcisnąłem dłoń w galerii na murze szkoły.
I wtedy pomyślałem, że dotykam miejsca szczególnego, gdzie kontakt duchowy, nauczycieli i uczniów, powstaje w atmosferze odwagi wywoływania światów indywidualnej wyobraźni. Dotknąłem tego miejsca i poczułem ogromną wdzięczność, że zaliczono mnie do kręgu duchowych partnerów.
Jeszcze na odjezdnym otrzymałem wspaniałe dary: kwiaty, gobelin i portret pędzlem malowany. Moja twarz, całkiem podobna, na tle zieleni, takiej z „Brzeziny”. Chyba to jeszcze nie portret trumienny? Tyle w nim radości! Ale też, właściwa mojej osobie, nuta melancholii. Jestem dumny, zostawię obraz wnukom.
Z Kielc przywiozłem też zeszyt wyklejony moimi fotosami z lat 70-tych, wycinanymi z kolorowych pism w czasach PRL-u. „Jako młoda dziewczyna zbierałam wszystkie informacje o panu, a dziś postanowiłam oddać tę panieńską pamiątkę w pana ręce” – powiedziała wręczając mi ten zeszyt pewna pani, z którą, niestety, nie miałem czasu porozmawiać.
W Kielcach przeleciał mi przed oczami film mego życia. Informacje o mnie „aniołki” czerpały co prawda nie z nieba, lecz z Internetu, ale może przyfruną, kiedy stanę już przed Sądem Ostatecznym? W każdym razie w Kielcach było mi jak w niebie.
To my dziękujemy Panie Olgierdzie i zapraszamy!!!!
Jeszcze raz dziękuję za to, że tak wspaniale przyjęliście mnie w Kielcach, za miłe słowa pod moim adresem. Gdy przyjdzie wiosna, muszę koniecznie zwiedzić Pałac Biskupi w Kielcach. Chodzi mi po głowie od pewnego czasu, aby w niedalekim Jędrzejowie, miejscu pobytu słynnego kronikarza Wincentego Kadłubka, z Waszą pomocą, urządzić przedstawienie inspirowane jego wizją dziejów . Serdecznie i ciepło pozdrawiam. Olgierd Łukaszewicz
Panie Olgierdzie.
Spotkanie z Panem ( w Muzeum im. Żeromskiego w Kielcach) jest jednym z najmilej przeze mnie wspominianych
Pomyślałam sobie, że gdyby kultura osobista Pana i osób Panu podobnych , była zaraźliwa niczym grypa, świat miałby chociaż cień szansy, by stać się lepszym.
P.S. Życzę Panu radosnych i słonecznych Świąt Wielkanocnych.
Wspaniały artysta, wspaniałe spotkanie. Zapraszamy….
Spotkanie w Plastyku trwało zdecydowanie ze krótko, anegdot opowiadanych Pana głosem można słuchać godzinami. Fascynuje mnie Pańska pokora i skromność, odważnie stwierdzę, że nieadekwatna do dorobku życiowego! 🙂 Często ich brakuje tak wybitnym jednostkom, a Pan owych cech nie utracił.
Dziękuję za czas, jaki nam Pan poświęcił i obiecuję, że nie będę milczeć na Sądzie Ostatecznym. Może jeszcze kiedyś Pan do nas zawita?
Pozdrawiam z kieleckiego nieba!
Panie Olgierdzie myślę, że takie przeżycie utwierdziło Pana w przekonani, że wybrał Pan właściwy zawód
No ciekawe, ciekawe. Zapraszam także do nas, do Białowieży. Tu taż wszyscy pana podziwiamy.
Mam nadzieje, że któregoś dnia zawita Pan także do nas , do Gorzowa, ma Pan tu także wielu fanów.
Świetny tekst, a młodzież bardzo zadowolona jak widzę!
Dziękujemy jeszcze raz za wizytę,było to najlepsze ze wszystkich spotkań filmowych!
Szkoda ,że nie wystarczyło czasu na pytania,Pana opowieści można słuchać godzinami.Może dobry los pozwoli kiedyś to sobie odbić.
Pozdrawiamy!
Oba spotkania z Panem zarówno w Muzeum jak i w szkole były dla mnie niezwykłym i niezapomnianym przeżyciem! Jest Pan, jak ja to mówię, aktorem z krwi i kości-prawdziwym, miłym, a zarazem skromnym człowiekiem. Takich aktorów polska scena filmowa i teatralna potrzebuje! Rozmawiając po konkursie, wszystkie zgodnie stwierdziłyśmy, że spotkanie trwało za krótko.Pan tak cudownie opowiada te wszystkie historię, że mogłabym ich słuchać godzinami, a i tak zawsze czułabym niedosyt 😀 Mam nadzieję, że jeszcze nas Pan kiedyś odwiedzi i dokończy opowiadania 😀 Pozdrawiam 🙂
Pozdrowienia z Kielc :), nam z panem też było jak w niebie :), dziękuję za ten opis