Kocham wodę
Moi drodzy, wiecie zapewne, że sporty motorowodne są moją wielką pasją, każdego lata pływam na nartach wodnych, wake’u czy mononarcie. Uwielbiam spędzać czas nad wodą ze sportowym zacięciem. Jednak od jakiegoś czasu ciągnie mnie do żeglarstwa i to takiego morskiego, gdzie trzeba walczyć z falami i stawić czoła żywiołom, które są nie do okiełznania. Chciałem wypłynąć na taki rejs, gdzie będę miał wachty, dyżury, gdzie nikogo nie obchodzi co robię zawodowo i kim jestem, gdzie zdobędę doświadczenie i staż na sternika morskiego. Tu potrzeba jednak przepłynąć minimum 300 godzin na żaglach.
Kapitan Borchardt
W związku z tym wraz grupą przyjaciół po koncercie „The Voice of Poland” pod żaglami w Szczecinie na The tall Ship Races zaokrętowałem się na wspaniałym szkunerze Kapitan Borchardt. Jest to najstarszy żaglowiec pływający obecnie pod polską banderą. Został zwodowany w Holandii w 1918 roku i służył początkowo jako oceaniczny statek towarowy. Przebudowany w 1989 roku, wyposażony jest w czternaście kabin. Do Polski sprowadzony po zakupie od szwedzkiego armatora pod nazwą Najaden jako statek szkolny. Kupiony przez obecnego właściciela 30 sierpnia 2011 roku. Uroczystość nadania nazwy odbyła się 8 października tego samego roku. Jednostkę nazwano imieniem kapitana Karola Olgierda Borchardta.
Załoga
Żaglowiec może zabrać na pokład maksymalnie 64 osoby w systemie regatowym „gorącej koi” (tj. w obsadzie czterech wacht 15-osobowych w rejsach regatowych) lub maksymalnie 49 osób w rejsach szkoleniowych. Stałą załogę stanowią: kapitan, bosman, mechanik i kuk oraz czterej oficerowie wachtowi. Od 06 sierpnia 2017 r. portem macierzystym jednostki został Szczecin, a uroczystość zmiany bandery nastąpiła w trakcie finału regat Tall Ship Races 2017 w Szczecinie. A ja następnego dnia po tej uroczystości ruszyłem w kilkudniowy Rejs do Rostocku w Niemczech.
Cóż to był za niesamowity widok, kiedy razem z innymi jednostkami ruszaliśmy ze Szczecina. Czułem, że jestem częścią niesamowitej przygody i pewnego rodzaju społeczności, do której należy wąska grupa niesamowitych zapaleńców. Patrzyłem na ogromne tłumy ludzi witające nas i pozdrawiające z nabrzeża, widziałem wielki podziw dla tych żaglowców i ich załóg. Jest tu coś, czego nie ma w świecie motorowodnym – pewnego rodzaju etos czy etyka żeglarska. Piękne to było uczucie i piękny widok. Pozostałe jednostki – Mir, Pogoria, Zawisza Czarny czy Dar Młodzieży – też onieśmielały swoją historią. Płynąłem na Borchardtcie jako jeden z nich, chociaż jeszcze szczur lądowy, mimo tego że na łodzi spędziłem już kilka lat. To jednak zupełnie inna historia.
Prawie jak kapitan
Jak wspomniałem, pełniłem wachty 8-osobowe. Do naszych obowiązków należało pilnowanie bezpieczeństwa statku, kontrolowanie wszystkich urządzeń sterujących, zwijanie i rozwijanie żagli, cumowanie, dbanie o czystość na statku oraz wachta kampusowa czyli przygotowywanie posiłków. Tak wiec full serwis. Z tego miejsca musze pozdrowić Kuka, który okazał się znakomitym kompanem i wielbicielem muzyki. Mesa po prostu płynęła od rano do wieczora dźwiękami znakomitej muzyki od Queen, Elli Fitzgerald po Zbyszka Wodeckiego z Mich and Mich. W takiej atmosferze wszystko idzie znakomicie, a i Pan Bosman okazał się przyjacielskim gościem i dobrą duszą. Nasi pierwsi oficerowie i Kapitan czuwali cały czas nad bezpieczeństwem rejsu wiec wszystko miało swój oficerski porządek.
Na statku najważniejsze jest bezpieczeństwo
Więc gdy tylko zabieraliśmy się za jakieś prace, szelki asekuracyjne były obowiązkowe. Dzięki temu mogłem wpiąć się na najwyższy maszt statku lub bukszpryt wystający z jego dziobu. Oczywiście trzeciego dnia dopadła mnie lekka choroba morska i przywitałem się z Neptunem, co nawet sprawiło mi radość, a obecnie – wesołe wspomnienia. Nie tylko ja zresztą miałem takie problemy, bo rozłożyło trzy czwarte załogi. Grunt, że mam to już za sobą.
Złapałem bakcyla na wielkie żaglowce
i chyba przepłynę się każdym z tych, które wymieniłem. Jest w tym cos niesamowitego. Na pewno potrzeba dużo spokoju i dyscypliny do takiego pływania. Tu nie ma czasu na pośpiech i błędy, bo to może kosztować wiele, nawet ludzkie życie. Ale są to przygody i doznania, które pamięta się latami. Tak wiec do zobaczenia na kolejnym rejsie – tym razem w listopadzie rejs dla twardzieli i Zawisza Czarny na Bałtyku. Ahoj!
Rafał Brzozowski