Site icon blogstar

Dorota Czaja: Wakacje życia

Wakacje życia

Rozpoczynając pisanie tego wpisu, uśmiech nie schodzi mi z twarzy, a serce przepełnione jest radością i niezapomnianymi wspomnieniami.
Wakacje, zorganizowaliśmy w 5 dni, wiedząc tylko tyle, że kierunek to długo planowana Tajlandia. Chcieliśmy odpocząc i w pełni nacieszyć się sobą, a do tego potrzebne jest tylko słońce, woda i przepiękne krajobrazy. 

Bangkok

Naszą przygodę rozpoczęliśmy od tętniącej życiem stolicy Tajlandii, Bangkoku. Miasto może przytłoczyć ilością samochodów, korków, ludzi i hałasu, ale trzeba zaznaczyć, że zwraca na siebie szczególną uwagę tym jak tradycja ściera się z nowoczesnoscią. Większość przyjezdnych, podobnie jak my, trafia tu przelotem w drodze na rajskie wyspy Tajlandii. 

Phuket

Po dwóch dniach, ruszyliśmy dalej, na Phuket. Wprawdzie nie mieliśmy w planach zwiedzania tej wyspy, ale na kilka dni przed wylotem znaleźliśmy w internecie informacje o Elephant Jungle Sanctuarium i nasza trasa się zmieniła. Sanktuarium słoni to jedno z co najmniej kilku miejsc w Tajlandii, które powstało po to aby zapewnić słoniom spokojne życie i dużo miłości. To kilkugodzinne  obcowanie z tymi mądrymi, silnymi, a zarazem wrażliwymi zwierzętami, wywarło na mnie ogromne wrazenie i stanowi jedno z najpiękniejszych wspomnień z Tajlandii.

Phi Phi Island.

Następnego dnia, ruszyliśmy na Phi Phi Island. Tu moje emocje troszeczkę opadają…
Przed naszym wyjazdem, przejrzałam masę blogów, wpisów i artykułów odnośnie Tajlandii. Które miejsca są godne polecenia, które trzeba odwiedzić, które lepiej omijać…Co do Phi Phi, większość wpisów  pokryła się z moją opinią. Mało już tej prawdziwie rajskiej, a zarazem dzikiej wyspy. Komercja w pełni wzieła górę, tym samym zabierając cały urok tego miejsca.
Dodatkowo, pogoda nas nie rozpieszczała, więc, wszystko było na „nie”:)
Na szczęcie, Phi Phi była dla nas tylko transferem do zwiedzenia słynnej Maya Bay.
Stwierdziliśmy, że skoro pogoda jest w kratkę, to wycieczkę kupimy na ostatnią chwilę. I to był strzał w dziesiątkę:). Jak tylko chmury „przeszły” na inną wyspę, wynajeliśmy łodkę i popłyneliśmy na Maya Bay.
Już od momentu wypłynięcia z portu, znowu było cudownie. Przepiękne, niezapomniane widoki, krystalicznie grafitowo-błekitna woda. Raj. Nie, nie…Raj był wtedy kiedy wpłyneliśmy na Niebiańską plażę . Kiedy zamykam oczy, widzę tylko ten niezapomniany obraz i moich uśmiechniętych, szczęśliwych Chłopaków. Po kilku sekundach, kiedy dotarło do nas w jak pięknym miejscu jesteśmy, zaczęliśmy wariować z robieniem zdjęć!!! Chciałam  zatrzymać dosłownie każdą sekundę tego co nas otaczało z nami w roli głównej:)
Na Maya Bay spędziliśmy godzinę i ruszyliśmy dalej, zwiedzając jaskinie Wikingów i Lagune Beach.
Po dopłynięciu na Phi Phi, poszliśmy na View Point, gdzie przy zachodzie słońca w pełni zrelaksowani, pożegnaliśmy się z tym miejscem. O świcie ruszyliśmy dalej.

Na Krabi – Rayley West.

Miejsce do którego wiemy, że wrócimy, które od razu skradło nasze serca. Klimatyczne, czyste i nieoczywiste. Najdłuższa i najszersza z wszystkich plaż uznawana jest za jedną z najpiękniejszych w tej części Tajlandii. Dodatkowo, niesamowite wrażenie robią otaczające ją z dwóch stron kilkusetmetrowe wapienne klify, które wchodzą w głąb morza. 
Wierzcie mi, że to był ten moment, gdzie po prostu staliśmy, patrzyliśmy przed siebie i podziwialiśmy naturę. W związku z tym, że było tak pięknie, zostaliśmy oczywiście dłużej niż planowaliśmy:)
Po tych kilku dniach odpoczynku, ruszyliśmy w kierunku Koh Samui, gdzie kotwicę rzuciliśmy na dwa dni, skąd ruszyliśmy na nasz ostatni przystanek.

Ko Tao.

Szczerze mówiac myślałam, że już nic nas nie zaskoczy, ale to co zastaliśmy na miejscu   szybko nazwaliśmy naszym małym rajem na ziemi. Takim miejscem, do którego chce się wrócic, a nawet na nim zamieszkać.
Ko Tao jest przepiękną, bajeczną i zapierającą dech w piersiach, wyspą. Charakteryzuje się uroczymi zatoczkami, przepięknymi plażami z palmami uginającymi się w stronę turkusowego morza i taką cichą, romantyczną atmosferą. Ponieważ byliśmy tam już do końca naszego pobytu, nie spieszyliśmy sie ze zwiedzaniem, tylko dawkowaliśmy sobie te przyjemności powoli.

Koh Nang Juan

Kolejnego dnia, popłynęliśmy na sąsiadującą obok wyspe, Koh Nang Juan, a właściwie trzy mini wysepki, połączone piaszczystymi przesmykami. Rajskie miejsce, wygląda dokładnie tak, jak na zdjęciach z katalogów, zarówno z perspektywy plaży, jak i z punktu widokowego, który jest obłędny. Tutaj dopiero wyraźnie widać piaskowe ławice, które łączą te trzy wysepki i które przepięknie kontrastują z turkusową wodą. 
Kiedy wróciliśmy na Ko Tao, to jeszcze do nocy wspominaliśmy to co nasze oczy zobaczyły, myśląc, że lepszego punktu widokowego nie ma…i tu do dnia kolejnego, grubo sie myliliśmy:)

Mango View Point

Po wyspie poruszaliśmy sie skuterem, który był naszym  idealnym środkiem transportu, umożliwiając dostanie się w praktycznie każde miejsce! Jak tylko była już bezpieczna godzina do dluższej jazdy w słońcu, wsiadaliśmy w trójkę, Leoś krzyczał „ahoj przygodo” i gnaliśmy przed siebie w poszukiwaniu nowych, pięknych miejsc.
I tak oto pomimo trudnej drogi dotarlismy do Mango View Point. Na szczycie znajduje się drewniany, zadaszony podest z miękkimi poduchami. Można tu zjeść coś na ciepło lub napić się zimnego koktajlu i cieszyć oko widokiem na zatokę. Mieliśmy dużo szczęścia, bo byliśmy tam sami, w trójkę, wyciszeni, marzący i podziwiający nature. Widok, absolutnie nie do opisania. Zdecydowanie najpiękniejszy View Point z wszystkich, które widzieliśmy.
Po tych trzech tygodniach, jednogłośnie mogę powiedzieć, że to były moje najpiękniejsze wakacje. Oczywiście, dlatego, że z najważniejszymi osobami w moim życiu. 
Jako Mama, miałam wiele obaw. Czy damy radę z  plecakami i czterolatkiem, który czasem miewa różne humory. Leonard udowodnił mi, że podróżowanie z dzieckiem to czysta przyjemność, a my, rodzice czasem zupełnie niepotrzebnie panikujemy.
Najpiękniejsze słowa, które na zawsze zapamiętam z tego wyjazdu to te, kiedy wieczorem, siedząc sobie w trójkę na piasku, spytałam Syna, czy nie tęskni za swoimi kolegami, koleżankami z przedszkola, a On odpowiedzial, że nie , bo tu ma swoich przyjaciół „Mamę i Tatę ” ❤
Dorota Czaja
Exit mobile version