Ponad 3/4 całego polskiego społeczeństwa ma internet. Badania mówią, że statyczny Polak spędza 3-5 godzin dziennie korzystając z Internetu. Tak, wiem, zaskakujące, ale wiadomo, że ogromna część ludzi po prostu wykorzystuje Internet do pracy.
Są jednak też Ci, którzy tylko albo także „surfują”, a przez to trafiają na stertę bzdur, która się tam pojawia. Internet to ogromna baza kłamstw, które pisze się na każdy temat. Od polityki, przez relację z wydarzeń, aż po show-biznes. Moje obserwacje, które prowadzę od kilku lat, dotyczą oczywiście ostatniej kategorii.
Jak oddzielić prawdę od tekstów opartych tylko na inwencji twórczej pseudo dziennikarzy? Oto kilka wskazówek.
Zacznijmy od selekcji portali w których się obracamy. To, że coś pojawia się na głównej stronie wiodących portali, nie oznacza, że jest sprawdzoną, potwierdzoną i rzetelną informacją…niestety. Linki tam zamieszczone odniosą Was do serwisów plotkarskich, czyli do największego chłamu w Internecie.
Znam jeden, dwa portale, które zajmują się show-biznesem, ale nie kopiują na ślepo tego co piszą brukowce, a każdą informację, starają się zweryfikować u źródła, ale jest to tylko kropla w morzu.
Oczywiście tytuł rzekomego newsa jest powalający, skandaliczny i już sam w sobie mocno trafia do odbiorcy, psując wizerunki znanych osób. Co z tego, że na końcu tytułu postawili znak zapytania? Do głowy surfującego już trafił przekaz, budując pewnego rodzaju przekonanie na temat danej osoby. Wchodząc w newsa może się okazać, że jest kompletnie na odwrót, albo na zadane w tytule pytanie nie ma żadnego potwierdzenia, ale ilu z Was przeczyta artykuł, a ilu zobaczy tylko wstęp ze zdjęciem ? No właśnie… Prawnie niezbyt wiele można z tym zrobić, bo „przecież tylko zadali pytanie”… i tak błędne koło nam się zamyka.
Poza tytułem, artykuły przynoszące „informacje” z show-biznesu opierają się zawsze na kilku powtarzających się elementach. Kojarzycie sformułowania „powiedział przyjaciel rodziny”, „donosi zaufana osoba z produkcji”, „znajomy pary”, „kolega z pracy”…itp. ? To właśnie one maja nadawać wiarygodności newsom, które są jedynie oparte na inwencji twórczej osób piszących… bo przecież trudno nazwać ich dziennikarzami, jeśli fakty, które dostarczają społeczeństwu są bajkami tworzonymi u nich w głowie na zlecenie kogoś z góry.
Czemu piszą akurat o tym, a nie o innym znanym nazwisku?
Wygląda to tak, że ten kto się lepiej „klika” ten ma się częściej pojawiać. Naczelni zlecają wtedy, żeby jego „dziennikarze” napisali coś o danej postaci, bo „dawno nie było”, „bo będzie sporo wejść”, „bo leci z nim/z nią teraz program na żywo w tv”, „bo może ją/jego sprowokujemy, odpowie i będzie kolejny artykuł”…bo, bo, bo… bo będzie z tego kasa. A że mogą pisać praktycznie wszystko, to ma to nieskończone pole rażenia, co może kompletnie zniszczyć wizerunek, nawet komuś z zachowaniem niczym anioł.
Kolejny element plotkarskich artykułów, to jedna wielka subiektywna ocena. Nie chcę nakreślać Wam portretu osobowościowego ludzi, którzy to piszą, ale po tekstach przez nich zamieszczanych chyba każdy się zorientuje, że musi siedzieć za nimi wiele kompleksów… „jeden za gruby, drugi za chudy, trzeci brzydki, czwarty wygląda tak pięknie, że na pewno jest po operacji, albo lepiej, ma za dużo makijażu…” oczywiście wszystko otoczone najbrzydszymi zdjęciami jakie można było zrobić. Ma to na celu dowartościować odbiorcę, ale czy on naprawdę chce budować swoją wartość porównując się z innymi? Czy może to autor opluwając wszystkich dookoła chce się poczuć lepszy ? To obrzydliwe.
Wywiady. Nie, teraz to już nie ma się do czego przyczepić. Przecież wywiadu udziela już sama osoba zainteresowana, to już prawda i tylko prawda. Serio?
Owszem, w porządnych czasopismach, gdy jest możliwość autoryzować wywiad i przypilnować czy nikt nie wrzucił odpowiadającemu w usta czegoś co nie powiedział, to tak, wtedy jest to zgodne z tym co dana osoba myśli i chce przekazać. Chociaż nawet w tych przypadkach potrafią nadać tytuł, o który nie zapytają, a który może mieć zupełnie inny wydźwięk niż sam wywiad… ale co zrobić, ma przyciągać klienta. Uwaga ! Nikt jednak do Internetu nie przedrukuje całego wywiadu !
Najlepiej przecież wyciągnąć dwa, trzy zdania z kontekstu, dopisać do tego swoją negatywną opinię i tak sprawić, że przekaz zmienia znaczenie i wydaje się kompletnie idiotyczny lub kontrowersyjny.
Wywiady przed kamerą. I tu da się wszystko pociąć w odpowiedni sposób. Wyrzucić to co mądre i ważne, a udostępnić to, co jest odpowiedzią na głupie pytanie. A jak wiemy, głupie pytanie – głupia odpowiedź. W taki sposób zdecydowana większość staje się w oczach widzów mało inteligentnymi jednostkami, które zaszły wysoko tylko dzięki szczęściu, urodzie i przypadkom.
Ostatnim elementem, o którym nie mogłabym zapomnieć, to podlinkowywanie, czyli skandal goni skandal. Nagle w środku artykułu, oczywiście mijającego się z jakąkolwiek prawda, pojawia się tytuł poprzedniego, który ów portal napisał o tej samej osobie. Odbiorca artykułu dłużej zostaje na stronie, a wizerunek danego nazwiska spada z każda minuta kolejny poziom niżej…
Ja wiem, że Wy nie należycie do tych nieświadomych surferów internetu. Potraficie zobaczyć manipulację, którą się na Was stosuje i nie wyrabiacie sobie opinii na czyjś temat bazując na internetowej „prawdzie”. Owszem zdarzają się artykuły, wywiady, które mają ogromną wartość i są zamieszczane w Internecie. Tymi się z Wami dzielę.
A wszystkie te miejsca, z których bije niekończąca się ilość negatywnej energii, krytyki, bezpodstawnego oczerniania, omijajcie szerokim łukiem. Uświadamiajcie innych jak to działa. Udostępnijcie proszę ten mój wpis. Niech dotrze to do jak największej grupy ludzi. Trzeba działać.
A postępowanie prawne kosztuje tyle pieniędzy, że nawet odszkodowanie które można otrzymać po wygranej sprawie, tego nie pokrywa…
Agnieszka Kaczorowska