Olga Borys: Raport dawnej poganiaczki czasu
Czas
Nie będę starała się usprawiedliwiać, dlaczego dawno mnie tu (na blogu) nie było. No może troszeczkę…. Winien jest czas, nie ja. A co to właściwie jest czas? Fizyka klasyczna uważa go za wielkość samodzielną, niezależną od innych wielkości biegnącą w takim samym rytmie w całym wszechświecie. Według Newtona jest absolutny. Ale według Einsteina jest względny. Mechanika relatywistyczna umieszcza go jako czwartą współrzędną czasoprzestrzeni i przekonuje, że jest różny dla różnych obserwatorów, a silna grawitacja z kolei może go zakrzywić. Jak za za horyzontem zdarzeń, który otacza czarną dziurę. Tam znika czas. Nikt nie jest w stanie spojrzeć poza horyzont, choćby obserwował całą nieskończoność. Niepojęta dla mnie jest ta fizyka. Podobnie jak i czas. Nie ogarniam i nie nadążam.
Szybciej i szybciej..
Kiedy miałam 20 lat jechałam wierzchem i obcasami poganiałam powolny czas: „szybciej, szybciej”. Szybciej do wakacji, szybciej do dorosłości, szybciej do końca studiów, szybciej do wymarzonej pracy. Później odrobinę zwolniłam. Ba, nawet zeszłam z rumaka i przywiązałam go do drzewa (a może to był znak drogowy- nie pamiętam dokładnie). Niemalże jak Faust wypowiadający sławetną kwestię: „Chwilo jesteś piękna. Trwaj”, chciałam się nacieszyć tym, co mam. Ale właśnie jakoś wtedy czas zerwał się z uwięzi i pogalopował przed siebie. A ja pognałam za nim. I biegnę do dziś, ale on wciąż jest kilka długości przede mną.
Rocznica
Na przykład w czerwcu obchodziliśmy z mężem 20-stą rocznicę ślubu. Dwadzieścia lat?! Przecież to są dwie dekady. Pokolenie. Jak to się stało? Kiedy to minęło? Nie wiem. Stwierdziliśmy z Wojtkiem, że nie będziemy tego jakoś specjalnie uświęcać i nie zorganizujemy żadnej imprezy z pompą. Wyjechaliśmy na dolnośląską wieś, żeby pospacerować po polnych drogach i pojeść czereśni prosto z drzewa. Ale moja przyjaciółka Anka, z którą znamy się ( i tu znowu kłania się czas) ponad trzydzieści lat, zapowiedziała, że zjeżdża do nas ze swoją rodziną. A że byliśmy w gospodarstwie agroturystycznym poleconym przez Agnieszkę, koleżankę mieszkającą w okolicy, to uznałam, że nie od rzeczy byłoby zaprosić jeszcze ją z rodziną. Impreza miała się odbyć w ogrodzie: ognisko, pieczenie kiełbasek, piwo. Wszystkie produkty zakupiliśmy w Czechach, żeby dodać atrakcyjności temu w pośpiechu organizowanemu wydarzeniu. Niestety wszelkie znaki na niebie i na ziemi mówiły, że ze względów meteorologicznych ta impreza nie ma szansy powodzenia…
Zimno, deszcz, wiatr, wszechogarniająca wilgoć- to zapowiadały prognozy.
I pewnie spodziewacie się, że powiem, że pogoda jest taka nieprzewidywalna, że nagle wyszło słońce, było cieplutko i nawet zdjęliśmy kurtki, żeby się nie spocić. Ogień w ognisku palił się miarowo, a kiełbaski apetycznie skwierczały nadziane na patyki, zaś chłodne czeskie piwo przyjemnie chłodziło nasze rozgrzane wesołym śpiewem gardła.
W przybliżeniu…. Sami sprawdźcie:
Eugeniusz Borys
Wow! Nawet taka pogoda jej nie zniechęca… . Te typy tak mają… . Cieszą się byle czym – gratulacje!
Agrometr!@
Takich kobiet jak pani to nie ma w Polsce. Brawa za dystans, styl, klasę, urodę, poczucie humoru.
gość
Cudna sukienka, śliczna Olga, zaje.. film
Mati
Olga, jesteś boska. Wszystkiego naj, naj, naj
awka
Filmik po bece. Trzymam kciu do gury!
gość
cudne, wszystkiego co dobre