Izabela Zwierzyńska: Pora na pola. Slow life na jesień.
Zwolnij. Pora na pola… Pewnie i Wy zauważyliście już od jakiegoś czasu promocję stylu „slow life”. To pochwała bycia tu i teraz, skupienia się na jednej czynności, z pełnym zaangażowaniem, to też tzw „mindfulness” i zachęta do medytacji. To nie idylliczna wizja dla bogaczy, ale zachęta dla każdego, by znalazł się bliżej siebie i otaczającego go świata, choć mi co prawda najłatwiej przychodzi to poprzez kontakt z naturą i wszystkim co naturalne. To również kwintesencja życia, które sami sobie wybieramy podejmując określone decyzje, a zarazem krytyczny ogląd tych decyzji, poprzez zatrzymanie się i wybicie z pędu i zabiegania. Nie wszyscy wytrzymują prawdę, ale warto spróbować i kształtować ją na nowo.
Mimo iż od dawna staram się żyć w świadomy sposób, podejmując odpowiedzialne decyzje i będąc uczciwą wobec siebie to dopiero macierzyństwo nadało nową jakość memu życiu. Teraz trzeba się zatrzymać i przewartościować swoje cele. Nie ma mowy (przynajmniej na początku) o pędzie, zadaniach, pracy ani stresie. Z dzieckiem trzeba być „tu i teraz”. Nie ma innej opcji. A gdy i my czerpiemy z tego przyjemność, dziecko ją podwaja, odwdzięczając się bezwarunkową miłością. Czy to nie piękne? W związku z tym zaczynamy jeszcze uważniej podejmować kolejne decyzje. Ważnym aspektem życia jest jedzenie. Jak wiecie od zawsze ceniłam sobie jakość i wartości odżywcze spożywanych produktów, bo wiem jak bardzo przekłada się to na moją energię. Teraz także na energię mojego syna. Karmię piersią, bo uważam to za najlepszy i najbardziej naturalny sposób, choć wiem, że to indywidualna decyzja każdej z mam, niekiedy podyktowana zdrowiem. Wobec tego, naprawdę ważne jest to, co jem. Stawiam na warzywa, owoce i domowe obiady. Nie ukrywam, że mam ochotę na produkty słodkie – zdecydowanie bardziej niż w ciąży i przed nią.
Dlatego pozwalam sobie na kanapkę z miodem, naleśniki z domową konfiturą od mamy, szarlotkę wypieku mojej teściowej czy owsiankę z suszonymi owocami na śniadanie, a do niej pyszną herbatę z malinowym syropem. By jednak mieć pewność, że miód jest prawdziwy, syrop z malin zawiera jedynie maliny i cukier, a jabłka są pozbawione chemii, od jakiegoś czasu zamawiam od lokalnych dostawców wiele produktów. Małe eko gospodarstwa oferują m.in nabiał (mleko, jogurty, twaróg) jakiego dotąd nie znałam. Przez wiele lat go unikałam ze względu na późniejsze złe samopoczucie – myślałam nawet, że jestem uczulona, ale to była chyba kwestia konserwujących dodatków do masowych produktów. Zatem na nowo odkryłam pyszne smaki i tak potrzebny mi teraz wapń! Łatwość w znalezieniu wszystkiego co dobre i wartościowe przynosi mi portal –http://www.poranapola.pl , skąd mogę zamawiać produkty prosto do domu. Wszystko jest szczegółowo opisane, sfotografowane i za każdym razem nie mogę się nadziwić, że jest taka różnica między produktami dostarczonymi z Pora na Pola, a tymi z supermarketu!
Ostatnio zamówiłam pół wiejskiej kury i musicie mi uwierzyć na słowo – taki rosół jadłam tylko w dzieciństwie, gdy dziadek dał mamie kurę z własnego podwórka! Tuż po porodzie rosół podziałał na mnie bardzo energetycznie i regenerująco. Zwłaszcza, że ugotowałam go na ekologicznej włoszczyźnie (opiaszczonej, zdeformowanej, mniejszej ale za to niezwykle aromatycznej!). Btw – teraz w sezonie zimowym, warto zamiast herbaty brać w termos właśnie rosół lub wywar z samych warzyw, gotowany przez kilka godzin – to mój sprawdzony sposób na odporność, zwłaszcza w czasach gdy musiałam wychodzić na 11 godzin, o 4 rano na plan 🙂 Pora na pola działają akurat na terenie Warszawy, ale być może i Wy macie w swojej okolicy możliwość kupienia dobrego chleba, naturalnych warzyw czy ekologicznego nabiału? Zobaczcie co za płotem trzyma sąsiad? Może jaja od szczęśliwych wolno biegających kur? J A warszawiakom bardzo polecam Pora na pola, bo w stolicy trudno o dobrej jakości żywność. Bądźcie zdrowi!