Izabela Zwierzyńska: Royal Academy of Dramatic Art – marzenia się spełniają!
Zdaje mi się, że już kiedyś pisałam Wam, że MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ! Pisałam też wielokrotnie o mojej miłości do Londynu, który ostatnio oddał mi to uczucie z nawiązką. W maju dodałam post o tym, po co tak często jeździłam ostatnio do stolicy Anglii, wspomniałam też magiczny skrót RADA, czyli Royal Academy of Dramatic Art. I stało się! Po niecierpliwym oczekiwaniu dostałam list z Wielkiej Brytanii z informacją, że zostałam przyjęta na magisterskie studia MA Theatre Lab w jednej z najlepszych szkół aktorskich w Europie!!! Założona została w 1904 roku a ukończyli ją m.in. Anthony Hopkins, Ralph Fiennes, śp. Alan Rickman oraz Vivien Leigh! Wybaczcie mi ekscytację, ale mimo, iż na przesłuchaniu dałam z siebie wszystko, nie do końca wierzyłam, że to się uda! Do egzaminu przygotowywałam się od listopada do maja pod bacznym okiem native speakera, aktora, coacha i reżysera – cudownego Johna Weisgerbera (btw., w Warszawie możecie zobaczyć świetne sztuki w jego reżyserii w Teatrze Polonia i Komedia). Przygotowania były wielką frajdą i poza celem samym w sobie, aktorsko bardzo mnie rozwinęły. Dodatkowo, mimochodem podszlifowałam angielski, by nie czuć dyskomfortu przed komisją.
Przesłuchania przebiegały zupełnie inaczej niż egzaminy do warszawskiej Akademii Teatralnej. Pierwszym etapem było spełnienie wymogów formalnych tj., ukończenie uprzednio innych studiów artystycznych (muzycznych, tanecznych lub aktorskich) na poziomie minimum licencjackim oraz minimum 3 lata doświadczenia zawodowego. Trzeba było także wypełnić plik „papierów” do teczki opisując tym samym swój życiorys, artystyczne cele, misję itp oraz dostarczyć odpowiednie referencje. Po wstępnej selekcji następowało zaproszenie na przesłuchanie, które składało się z 3 etapów: pracy pisemnej, 3-godzinnych warsztatów fizyczno-aktorskich (cyfra 3 zdecydowanie dominuje w tym opisie ;)) oraz rozmowy indywidualnej. Najciekawszym etapem były oczywiście same warsztaty. Pracowaliśmy w 16-osobowej grupie – bowiem tyle osób maksymalnie dostaje się na rok i pracuje razem w intensywnym trybie, a każdy z uczestników był już doświadczony, więc sam etap egzaminu był pouczający i ekscytujący! Do tego w mojej grupie były osoby z Anglii, Irlandii, Francji, Malty, Trynidadu, Grecji… i nawet nie wiem skąd jeszcze, bo nie mieliśmy zbyt wiele czasu by porozmawiać. Ciekawie było obserwować tak różne podejście do prezentowanych tekstów. Trzeba było przygotować tekst klasyczny i współczesny. Wybrałam fragment królowej Małgorzaty z „Ryszarda III” Szekspira oraz monolog Imogene z brytyjskiej komedii „Cleo, Camping, Emanuelle and Dick” T. Johnsona. Jednak prezentowanie tekstów, wcale nie wyglądało jak w Warszawie: poprzedzone chwilą skupienia, indywidualnym występem przed komisją, ale podczas różnorakich, bardzo męczących fizycznie ćwiczeń – z zaskoczenia. To cudowne doświadczenie dla aktora, by być gotowym tu i teraz, zawsze przytomnym i elastycznym. Mimo, iż mam naprawdę dobre zdanie o swojej kondycji fizycznej, pot ciekł mi po czole, a mięsnie odmawiały posłuszeństwa, do tego koncentracja na najwyższym poziomie i… no niestety jednak język angielski nie jest moim rodzimym językiem, więc musiałam być pewna, że każde polecenie świetnie rozumiem. Bardzo pokrzepiło mnie podejście komisji do przyszłych studentów – wyraźne wyczuwalna ciekawość drugiego człowieka, otwartość na niego i jego twórcze zalety oraz 100% partnerstwo. To był prawdziwy challenge emocjonalno-aktorsko-fizyczny. Ale dał mi mnóstwo radości i potężnego energetycznego kopa! Odnalazłam najlepszą wersję siebie w pracy i z radością działałam, dlatego tak bardzo cieszę się z rezultatu! To wciąż jest nie do uwierzenia! Uroczy był również fakt, że o przyjęciu dowiedziałam się drogą listowną, więc było już całkiem jak w filmie 🙂 Oczywiście potok łez i wczytywanie się sto razy, czy aby na pewno dobrze zrozumiałam, haha.
Studia rozpoczynają się we wrześniu, są bardzo intensywne, a jak wiecie ja na początku października stanę się najlepszą wersją siebie, czyli mamą Franka. Mam wrażenie, że można poczuć czym jest szaleństwo gdy na naszej drodze stają tak skrajnie różne, graniczne, acz pozytywne doświadczenia. Jednak udało się! Poleciałam do Londynu by porozmawiać z władzami szkoły o mojej nowej, życiowej sytuacji, w głębi serca mając nadzieję, że jednak pozwolą mi odroczyć studia, mimo, iż w liście wyraźnie napisali, że taka opcja nie jest normalnie możliwa. Opiekun kursu podszedł do mojego przypadku bardzo indywidualnie i wyrozumiale, zdając sobie sprawę, że ani będąc w ciąży, ani tuż po urodzeniu nie będę w stanie podjąć tak intensywnego wysiłku i sam zaproponował odroczenie studiów. Byłam w siódmym niebie! Oczywiście wzruszyłam się i z całego serca podziękowałam Akademii za taką możliwość, bo wiem, że muszę skorzystać z danej mi szansy. Jednak wiem też, że żaden z moich sukcesów nigdy by się nie wydarzył, gdyby nie ogromne wsparcie i miłość mojego męża. Wiara, siła i pomoc jaką mnie obdarzył sprawiła, że mogłam zawalczyć o swoje marzenia i wcielić je w życie. Bardzo wspierali mnie też rodzice i przyjaciele oraz mój coach i to im zawdzięczam finał tej rozgrywki! Zatem moje życie się zmienia na dobre w szaleńczy sposób, ale zanim to nastąpi będę tu… mamą, aktorką i blogerką, po to by szczerze powiedzieć Wam, że marzenia się spełniają i trzeba je realizować! Warto sięgać wysoko, bo już sama droga do celu jest rozwojem, a ja jestem przykładem tego, że nasze życie w ciągu jednego roku może zmienić się o 180 stopni. Jakkolwiek trywialne i naiwne może się Wam to teraz wyawać, to… pragnijcie, dążcie, a ja jako pierwsza będę Wam kibicować, bo wiem, że można i wiem, że warto! Wysyłam Wam dużo miłości i motywacji! Keep calm and run the world!
Izabela Zwierzyńska
Dziękuję bardzo!!!
Wielka radość 🙂 a Iwona na jakiś pewnie zniknie z serialu, ale na pewno scenarzyści wymyślą dla niej ciekawe przygody!
Matylda
Pewno Pani się cieszy. ale ja się martwię – CO z IWONĄ????????????????????
Woli
wielkie gratulacje. to duży sukces!!